Rano poszlismy na plaze troche poleżeć na sloncu i sie przekapac. Plaza calkiem OK ale bez jakis rewelacji. Fajne bylo to ze woda byla w miare plytka na kilometr w morze. Do tego swiecilo slonce i widoczność byla na ponad 30 metrow. O 13 przyjechal odebrac nas koles z dive shopu. Na miejsce dojechalismy po okolo 15 minutach. Sprzet mieli dokladnie taki sam jak na wyspie Moorea. Jedynie butle na tlen byly inne. Szersze i przez to krotsze. Plynac na dive spot’a zabralismy po drodze pare Turkow z Hilotna. Bardzo mili ludzie ale dopiero co zrobili kurs PADI i bali sie gleboko nurkowac. Problemem bylo to ze mieli wlasnie nurkowac ze mna i Przemkiem. Oburzylismy sie troche ze daja ludzi niedoswiadczonych z takimi wyprawnymi nurkami jak my ;). Pomoglo bo mielismy dla siebie osobnego przewodnika. Sam dive byl sredni. W pewnym momencie widzielismy duzego rekina ale od razu uciekl jak mnie zobaczyl. Natomiast ryby lwy (lion fish) przyklejone do koralow w ogole sie nas nie baly. Mimo ze sa bardzo male, podobno sa wyjatkowo grozne dla ludzi. Przemek twierdzi ze odgryzają ludzia genitalia. Po nurkowaniu wrocilismy do hostelu i glodni jak dwa lwy zabralismy sie za robienie jedzania. Jako ze zostalo mi duzo makaronu jeszcze z poprzedniej wyspy, postanowiłem zrobic sobie kluchy z tunczykiem i z sosem pomidorowym. Oczywiscie jak to zwykle bywa moja porcja by wystarczyla dla calej rodziny. Potem poczytalem tez ksiazke i umowilismy sie z niemcami ze nastepnego dnia wypożyczymy dwie lodki przez co dostaniemy o wiele korzystniejsza cenowke niz jakbys mieli zrobic to osobno. Do okolo 21.30 sluchalem muzyki a potem padlem.