Jako ze bylem mocno zdzetlagowany obudziłem sie okolo 5. Mocny rykot dwoch chrapiących dziadow wcale nie pomagal. O dziwo jeden okazal sie w miare pomocny. Poopowiadał nam troche na ktore wyspy warto jechac. Okolo 9 ruszylismy na miasto. Zaraz za rogiem trafilismy na pierwszy sklep i tu nastapila pierwsza mila niespodzianka. Wszystkie produkty do jedzenia byly w miare tanie. Nasze oczy od razu przyciagnely francuskie bagietki. Obydwoje kupilismy gotowe kanapki. Ja wybralem dlugasna bagietke z tunczykiem. Byla pyszna. Takiego pieczywa nie jadlem od czasu wyjazdu z Londka. Kierowalismy sie w strone centrum do biura lini lotniczych Air Tahiti, ktora to obsługuje wszystkie wyspy na Franuskiej Polinezji. Wykupilismy Airpass’a ktory pokrywa Society Islands (Bora Bora i inne) oraz Archipelag Tuamotu. Lacznie bedziemy na 7 wyspach na kazdej okolo 3 dni co daje nam lacznie 3 tygodnie. Niestety airpass nie byl najtanszy ale raz sie zyje i nie wiadomo kiedy tu wroce. Cale ukladanie lotow nie bylo wcale takie latwe i zajelo nam lacznie ponad dwie godziny. Przez to jak potem poszlismy przekladac lot do Nowej Zelandii musielismy pocalowac klamke. Bylismy dosyc zszokowani ale wszystkie sklepy zamykaja albo o 16.30 albo o 17.00. Dobre bylo chociaz to ze Champion w ktorym wczesniej znalezlismy ogromna ilosc super jedzenia byl otwarty do 19.00. Kupilem chyba 3 rodzaje sera, wypasiony pasztet, kielbase, ogorka, milke z orzechami, sok pomaranczowy i bagietke. W hostelu zrobilismy sobie mega uczte a potem juz tylko walczylismy z dzetlagiem.