Wstalismy specjalnie o 8 zeby isc wczesniej i zobaczyc co sie dzieje z naszym samolotem i czy protest juz sie skonczyl. Jako ze byl juz poniedzialek nie musielismy biegac az na lotnisko tylko wystarczylo przejsc 2 kilometry do biura LANu. O 9 nadal nic nie wiedzieli i kazali nam przyjsc o 12. Poszlismy wiec skorzystac z internetu i kupic sobie cos na sniadanie. Mnie strasznie zlapala ochota na pasztetówkę. Przed 12 znowu musielismy wynieść rzeczy z pokoju i przenieść wszystko do lobby. Potem znowu poszlismy do LANu zobaczycz czy sa jakies nowosci. Ku naszej uciesze, okazalo sie ze blokada lotniska zostala przełożona a nasz samolot ma odlecieć dzis o 20.30. Potem znowu poszlismy na internet napisac do hostelu z Tahiti ze jednak bedziemy. W hostelu leżeliśmy na wzgórzu i podziwialismy piekne widoki sluchajac muzyki. Ja znowu rozmyslalem co tym robil jakbym wygral 50 milionow funtow... Na lotnisku obylo sie bez zadnych problemow. Odlecielismy wedlug planu i od razu odpalilismy filmy. Dokonczylem szybkich i wscieklych. Wyladowalismy okolo 22.00 czasu lokalnego. Miedzy Wyspami Wielkanocnymi a Tahiti sa 4h roznicy a miedzy Santiago az 6h. Do Polski rowne 12h. Mocno zdzetlagowani zadzwonilismy do hostelu i Walter, bo tak sie nazywa wlasciciel, przyjechal po nas po okolo 15min. Z bankomatu wyciagnalem troche gotowki i musze przyznac ze tak wielkich banknotow to jeszcze nie widzialem. Normanie jak jakies bony towarowe. W hostelu okazalo sie niestety ze pokoj ktory dla nas kolo zaklepal ma tylko jedno lozko na ktorym zeby nie wiem co bym sie z Przemkiem nie zmiescil. Poszlismy wiec spac do dormu gdzie spalo juz dwoch starych dziadow. Niestety jak sie bardzo szybko okazalo obydwaj chrapali jak niedzwiedzie a jednego bym nawet przyrównał do traktora. Włożyłem korki ale i tak częstotliwości chrapania nie udalo mi sie wyeliminować. Oczywiscie cala noc ciagle sie budzilem.