Rano mimo ze bylismy nieco niewyspani, zwleklismy sie z wyra i poszlismy do kosciola. Wczesniej musielismy wyniesc sie z pokoju co pozniej okazalo sie calkowitym nonsensem. Po kosciele postanowilismy spróbować miejscowych empanad. Zamowilem wersje serowo-tunczykowa i musze przyznac ze byla naprawde smaczna. W ciagu dnia leżeliśmy na trawie patrzac na morze. Sluchalem ipoda i marzylem sobie jakby to bylo gdybym wygral Euromiliony. Pobyt na Tahiti pewnie by nabral troche innego wymiaru :). No ale wrocmy do rzeczywistosci. Pozniej okazalo sie ze na wyspie zaczął sie protest. Lokalesi narzekaja ze z Chile splywa na wyspy kriminal i chca wprowadzenia wiz dla ludzi z ich kraju i zakazu osiedlania sie ich na wyspie. Tłumaczą ze przyjezdzaja zabieraja im prace, okradaja i ich i turystow. No ale nie wazne jest o co walcza tylko jak – postanowili zablokowac lotnisko i graja w pilke na pasie startowym. Przez to żaden samolot nie moze wyladowac. Juz odwolali lot Santiago-Rapa Nui- Santiago a z naszym samolotem nie wiadomo co sie dzieje.