Barton Creek Cave

Mimo ze zainwestowalem w offa obudzilem sie dosyc mocno pogryziony a w ciagu dnia odkrywalem kolejne ugryzienia. Na pomoc przyszedl nam jeden z lokalesow zatrudnionych w Outpost. Poszedl nazrywal jakis lisci i przygotowal dla nas herbate – Jack Ass Bitters. Byly wrecz przerazliwie gorzka! Przemek przez kilka minut myslal ze zwymiotuje. Wypil jej najwiecej bo mialo to niby pomoc na jego obrzekniety lokiec. Jak sie pozniej okazalo komary i inne robaki i tak nas gryzly a Przemkowi obrzek nie zmalal. Po poludniu poplynelismy kajakiem w gore rzeczki zeby zwiedzic Barton Creek Cave. Za przewodnika dostalismy syna wlasciciela penjonatu przy ktorym znajduje sie wejscie do jaskini. Koles mial 15 lat ale za to kosztowal o polowe mniej niz normalny przewodnik. Juz na poczatku okazalo sie ze byl to trafny wybor bo koles byl bardzo wygadany i opowiadal bardzo duzo ciekawych rzeczy z czego co ciekawe zadna nie dotyczyla jaskini. Za to dowiedzielismy sie na przyklad jak mlode, zbuntowane mononajtki molestuja go wieczorami oraz ile i jakie ma dziewczyny w klasie. Sama jaskinia byla calkiem fajna i bardzo dluga. Oczywiscie bylo calkowicie ciemno a ze to ja bylem odpowiedzialny za oswietlenie to je dosyc czesto wyłączałem zeby zobaczyc jak to jest w calkowitej ciemni. Po okolo 2h wyplynelismy z jaskini i wrocilismy do Outpostu gdzie czekala na nas wypasiona kolacja przygotowana przez wlascicielke. Mimo ze raczej nie jadam deserów tym razem sie skusiłem i juz po pierwszym kęsie wiedzialem ze intuicja mnie nie zawiodla. Ciastka polane puddingiem na bazie custardu po prostu rozplywaly sie w ustach. Udalo mi sie nawet wyludzic dokladke!

Komentarze (0)