Wstalismy o 5 bo o 5.30 trzeba juz bylo byc w dive shopie. Tym razem wzielismy ze soba duzo cieplych ubran. Ja wzialem bluzę i goretexa zeby chronic ucho. W dive shopie czekalo juz na nas sniadanie, mianowicie chleb tostowy, kawalki sera żółtego i rozne dżemy. Ser żółty to tutaj rarytas takze zjadlem go calkiem sporo do tego herbatka i ruszylismy. Jednym z powodow przez ktore nurkowanie w Blue Hole jest takie drogie ($175 za 3 nurkowania, oplate za park, sniadanie i obiad) jest duza odleglosc. Mimo ze gnalismy bardzo szybko, na miejsce dotarlismy po okolo 1.5h. Na lodzi od razu zrobil sie harmider ale wszystko bylo w miare uporządkowane. Chcialem byc jednym z pierwszych w wodzie zeby wrazie czego zobaczyc rekiny. No ale moze nie pierwszym zeby wrazie czego mnie nie zjadly. Z lodki Blue Hole wcale nie wygladal tak atrakcyjnie jak na pocztowkach gdzie zdjecia robione sa z samolotu. Natomiast doskonale bylo widac zarys dziury. Po wskoczeniu do wody widok byl naprawde piekny. Sciana Blue Hola znikala w blekitnej przestrzeni. W koncu, po wielotygodniowych oczekiwaniach, pojawily sie tez rekiny!!! Widok niesamowity, te typowe ruchy na bok i wredne oczy. Plywaly naprawde blisko ale spokojnie. Instruktor mowil ze sa „friendly” i ze jeszcze nikogo nie zaatakowały. Mimo to adrenalina niezla byla :). Blyskawicznie zeszlismy na glebokosc okolo 45m zeby obejrzec rozne formacje skalne. Nazw nie pamietam ale cos w rodzaju stalaktytow zwisajacych z polek skalnych. Normalnie bylo by to bardzo interesujace i ladne ale ja i tak nadal mialem przed oczami rekiny. Jako ze na takiej glebokosci nie wolno dlugo przebywac dosyc szybko zaczelismy sie wynurzac. W pewnym momencie nad nami znowu pojawily sie rekiny, to dopiero byl widok. Slonce walilo prosto z gory przez co my bedac pod rekinamy widzielismy ich wyrazne zarysy i te ruchy na bok. Naliczylem 3, byly naprawde duze – 2 metry minimum. W pewnym momencie jak wyrownalismy z nimi glebokosc zblizyly sie na mniej niz 10 metrow! Wszyscy chcielismy zostac dluzej ale po 5 minutowym „safety stopie” na 5 metrach musilismy zakonczyc diva. W drodze do Half Moon Caye zaloga przygotowala dla nas owoce. Arbuz, ananas i cala masa pomaranczy a wszystko niesamowicie slodkie i orzeźwiające! Tak sie najadlem, zoladek sie az tak wypelnil ze malo co a by dostal choroby dekompresyjnej ;) Nurkowanie na Half Moon Caye bylo calkiem fajne ale bez zadnych rewelacji. Od razu po Half Moon Wall dobilismy do brzegu. Na obiad dostalismy po dwie duze bulki, w srodek po grubym kawalku mortadeli a do tego moglismy sobie wedle uznania dołożyć warzywa i rozne sosy. Niby banalne ale smakowalo wysmienicie. Po Half Moon Wall zaliczylismy jeszcze jednego diva ktory tez byl fajny poniewaz bylismy ciagle otoczeni przez duzy ryby, ktore urzadzaly konkurs ktora przyplynie blizej czyjejs glowy. Okolo 15 bylismy z powrotem na wyspie. O dziwo w porownaniu do nurkowania na Utili teraz nie czulismy sie az tak zmeczeni. Wybadalismy o ktorej odplywaja lodzie do San Pedro a wieczorem zjedlismy ananasa :)