Wstalismy normalnie. Przemek juz nie nurkowal. Rozliczylismy sie za hostel i nurkowanie i poszlismy do Bundu zjesc no i oczywiscie pograc w Backgamonna. O 14 wsiedlismy na prom i poplynelismy do La Ceiby. W porcie od razu wzielismy takse i jakism cudem udalo nam sie zlapac autobus wyjezdzajacy o 16. W drodze do San Pedro Sula byly jednak bardzo duze korki i po raz drugi zostalismy w tym ‘uroczym’ miescie w rownie pieknym hostelu San Jose :). Jedyny plus tego miejsca to latwy dostep do fast foodow. Obydwoje zjedlismy po zestawie ekonomicznym w Burger Kingu w sklad ktorego wchodzila mala kanapka, picie i frytko. Wszystko to za jedyne $1.5 :) Potem poszlismy spac bo nastepnego dnia czekala nas pobudka o 5. No ale tu nie koniec wpisu. Okolo polnocy obudziliem sie bo normalnie brakowalo mi tlenu. Ledwo co oddychalem i myslalem ze sie zaraz udusze. Oczywiscie caly mokry i lozko tez. Patrze a Przemek smacznie sobie spi. Otworzylem drzwi do lazienki i uchylilem zaluzje zeby ulatwic dostep swiezego powietrza. Wydawalo mi sie ze robi sie lepiej. Rozebralem sie do majtek i poszedlem spac. Z porannych relacji wyszlo ze pol godziny po mnie w podobnym stanie obudzil sie Przemek tez caly mokry i bez powietrza. Mozliwe ze to reakacja na leki na malarie ktore lyknelismy pozno wieczorem.