Wstalismy bardzo wczesnie, cos okolo 6 rano. Za bardzo sie nie wyspalem bo w nocy wiatr osiagal spore predkosci a wiatrak ktory doladowywuje baterie pokladowa gwizdal jak dziki. Po wypiciu herbaty zdjelismy z pokladu ponton i poplynelismy posnorkelowac. W miedzy czasie Bill mial naprawic alternator bo jakis kabel sie zerwal. Plynac pontonem trzeba bylo bardzo uwazac bo rafa czasami wrecz wystawala ponad wode i latwo bylo rozwalic silnik. Doplynelismy do pierwszej bojki i wskoczylismy bez namyslu, woda oczywiscie przezroczysta! Pod woda pelna lawic i koralowcow. Duzo bylo takich olbrzymich wachlarzy ktore kolysaly sie na falach. Potem dla odmiany poplynelismy do brzegu. Plaza byla piekna normalnie mozna by tu krecic Lost’a. Zaraz za plaza zaczynala sie dziaka dzungla. Zboku natomiast wystrzeliwala w gore duza skala. Od razu postanowilismy ze musimy tam wejsc. Na poczatku bylo calkiem bezpiecznie ale potem bylo juz pionowo. Ku naszemu zdziwieniu wcale nie byla to skala tylko mocno spruchniale a wrecz zweglone drewno. Utrudnialo to nieco wspinaczke ale w koncu sie udalo. Widok zapieral dech w piersi. Z jednej strony plaza i laguna a z drugiej dzunga i ocean! Powoli robilismy sie glodni takze zaczelismy wracac w strone zaglowki. Tym razem my z Krzysiem zabralismy sie za robienie jedzenia. Zrobilismy cala mase kanapek z serem i szynka. Dzien wczesniej udalo nam sie kupic ser ktory smakowal dokladnie jak oscypek. Do tego troche warzyw i sniadanie gotowe. Deborah dala mi jaka tabletke na chorobe morska no i lyknalem tez antybiotyk. Troche sie obawialem zeby dzisiaj nie bylo powrtorki z dnia poprzedniego. Na poczatku postawilismy tylko foka co pozniej okazalo sie trafna decyzja bo wiatr byl naprawde spory a fale jeszcze wieksze niz wczoraj. Powoli czekalem az mnie zacznie mulic ale o dziowo nic takiego sie nie dzialo. Na jakis czas przejalem stery. Z Cayos Cochinos plynelismy kursem 330 z predkoscia okolo 7 wezlow w kierunku West End. Doplynelismy po okolo 4.5h. Przywiazalismy lodke do bojki, szybko wrzucilismy nasze rzeczy na ponton i poplynelismy do brzegu. Musielismy przejsc maly kawalek i po drodze spotkalismy Przemka ktory siedzial w barze. Zostawilismy rzeczy w domku i poszlismy do baru pogadac. Po jedenym drinku wszyscy zrobili sie bardzo glodni. Przemek zaproponowal wczesniej przetestowana, lokalna Wagamame. Siedzielismy dosyc dlugo i rozmawialismy ale czulem ze antybiotyki i duza ilosc godzin spedzona na sloncu sprawialy ze myslalem tylko o wygodnym wyrku. Tam tez sie przenieslismy.