Nie musielismy czekac nawet 5 minut i znowu bylismy w drodze. Mimo ze nie bylo to chicken bus a maly mini van to po drodze dosiadla sie cala masa ludzi. W pewnym momencie bylo nas prawie 30 osob nie wspominajac workow z ziemniakami, jakiegos miesa i malego motoru z plastiku o wielkosci motorynki. W ten sposob dojechalismy do granicy. Po drodze mijalismy ogromne plantacje bananow i kokosow. Na przejsciu granicznym obylo sie bez zadnych komplikacji. Zaplacilem $3 dolary dostalem pieczatke i „Bienveniodos a Honduras”. Zaraz po drugiej stronie czekal chicken bus. No i potem sie zaczelo, dwie godziny jazdy z predkoscia 40km/h przy czym kierowca nastawil tak glosno muzyke ze juz po 10min chcialo nam sie wymiotowac. Myslalem ze padne. Nie wiem jak to mozliwe ale z calego autobusy bylismy chyba jedynymi ktorym to przeszkadzalo, reszta w ogole nie zwracala na to uwagi.
Okolo 16.30 dotarlismy do Puerto Cortes i znowu od razu zlapalismy minibusa do San Pedro Sula. Tutaj dla odmiany lecialy delikatne przeboje z lat 80’tych.