Krzys zaklepal nam miejsce na malej motorowce ktora zabrala nas do Puerto Barios. Plynelismy wzdloz plazy na ktorej drewniane chatki przeplataly sie ze sporadycznymi wypasionymi chawirami. Okolo 13 doplynelismy do celu. Puerto Barios wygladalo jak tanie przedmiescia amerykanskiego miasta. Podobna domy tylko ze w o wiele gorszym stanie. Z plekami na plecach i w potwornym slonczu mysliesmy przejsc prawie kilometr do skrzyzowania gdzie odjezdzaja autobusy.