Znowu wstalismy relatywnie wczesnie i juz okolo 8 bylismy w drodze na siadanie. Postanowilismy pojsc do jakiejs lokalnej knajpy bo w hostelu podobno bylo o wiele drozej. Wyboru zbyt duzego nie bylo takze poszlismy do pierwszego lepszego comedor’u. Nadal czulem duzy niedobor zarcia takze zamowilem sznycla. Byl bardzo smaczny. No a potem znowu podroz. Zlapalismy busa do Cobanu. Tam bez problemu juz z normalnego terminalu autobusowego kupilismy bilety do El Rancho gdzie pozegnalismy sie z Przemkiem ktory pojechal dalej do Guatemala City. Z Krzysiem czekalismy okolo godziny na autokar ktory zabral nas do Rio Dulce. Jak dojechalismy bylo juz ciemno. Po drodze wykonalismy kilka telefonow po hostelach zeby zobaczyc czy sa miejsca i jak je znalesc. Stanelo na Hacienda Tijax. Wyslali po nas lodke. Jako ze bylo bardzo ciemno nie widzielismy dokladnie gdzie jestesmy. Wydawalo nam sie ze wszystko jest na wodzie bo wszedzie chodzilo sie po pomostach. Jednak od razu wpadl nam w oko maly basen. Po kilku minutach juz w nim siedzielismy. Po calym dniu w autobusie i upale basen byl niesamowicie relaksujacy. Potem szybki prysznic i spanko. Pokoj byl bardzo zadbany tylko ze niestety mielismy jedno ale za to ogromne lozko. Do tego moskitiera – no comments.