Rano postanowilismy odwiedzic jedna z bardziej imprezowych miescin nad jeziorem – San Pedro. Wczesniej duzo ludzi mowilo nam ze jest tam pelno narkotykow i nacpanych ludzi. Dotarlismy tam calkiem wczesnie cos okolo 10. Cpunow nie bylo a ludzie wygladali na bardzo milych. Przy samym pomoscie pelno bylo barow i hostelow. Po drodze zaczepily nas kobiety wyciskajacy swiezy sok z pomaranczy za 3Q (okolo 2PLN). Nie trzeba bylo nas dlugo przekonywac. Sok byl naprawde dobry takze warto bylo sie skusic. Po drodze minelismy wypozyczalenie motorow takze od razu zaczalem rozmyslac jak to fajnie byloby pojezdzic po okolicy. Nie moglem wytrzymac takze przekonalem chlopakow zeby pojsc zobaczyc ile to kosztuje, oni tez nabrali ochoty ale ze nigdy wczesniej nie jezdzili na motorach mieli pewne obawy. Cene znowu okazala sie bardzo atrakcyjna. Obawialem sie tylko co sie stanie jak mnie gdzies wysadza z motoru ile bede musial placic. Odpowiedz na moje obawy byla taka: „nie ma zadnej kaucji, nie musisz zostawiac zadnych dokumentow. Jak beda Ci chcieli zabrac motora to oddawaj bez walki tylko daj nam znac gdzie to mialo miejsce a my juz motor znajdziemy”. Wiem ze roznie to moglo by byc ale pomyslalem ze drugiej takiej szansy nie bedzi i ruszylem. Chlopaki wybrali kajaki. Motor byl sredni, jakies enduro Hondy cos okolo 100cm3. Postanowilem sie wybrac na pobliska gorke do wioski Santa Clara. Po drodze mijalem duzo malych wiosek ‘nienaruszonych’ turystami takze wszyscy sie na mnie mocno gapili. Nie ma sie im cos dziwic. To tak jakby pod Krakowem na motorze jezdzil po wioskach jakis murzyn z afro. Droga byla bardzo kreta i stroma ale jechalo sie rewelacyjnie, bez kasku. Na gorze stanalem na chwile zeby nacieszyc sie widokami, szkoda ze nie mialem aparatu. Potem wrocilem ze San Pedro ale ze mialem jeszcze sporo czasu to pojechalem pod wulkan o ten samej nazwie – San Pedro. W pewnym momencie stanalem w punkcie informacyjnym gdzie przewodnik powiedzial mi zebym lepiej dalej ta droga nie jechal bo tam jest niebezpecznie. Jako ze wrazen mialem juz pod dostatkiem wrocilem do San Pedro i oddalem motor. Przy okazji porozmawialem sobie troche z kobieta ktora prowadzila wypozyczalnie. Miala tez maly stragan z typowymi duperelami i narzekala ze turysci nic nie kupuja. Opowiedzialem jej troche o kryzysie i od razu wszystko stalo sie dla niej bardziej zrozumiale.
Potem jeszcze szybka wizyta w kafejce gdzie spotkalem chlapakow i male co nie co i ruszylismy do portu lapac lancze do naszego hostelu. Po drodze stwierdzilismy ze nawet nam sie tam podobalo i ze nastepnego dnia przeniesiemy sie tam na jedna noc.