Rano wstalem pelen energi i chyba przez to ze jeszcze bedac w Polsce przeczytalem ze trekowanie do okola jeziora Atitlan to super przygoda od razu zaczalem sie dowiadywac gdzie mozna isc na jakas mala wyprawe. Okazalo sie ze mozna isc wybrzezem do San Marcos. Chlopcy nie wykazywali zbyt duzych checi. Przemka musialem nawet ograc w bilarda zeby poszedl. W pokojach zostawilismy wszystkie rzeczy bo czytalismy ze tak czesto kroja ze wszystkiego. Wzielismy tylko wode i troche kase zeby moc wrocic lancza a nie poginac z powrotem ta sama droga. Nie wybralismy zbyt dobrej pory na wycieczke. Bylo piekielnie goraco a slonce walilo nam prosto w plery i glowe. Widoki byly niesamowite, w oddali wulkany a pod nami zbocza gor a na nich przepiekne zadbane domki. Szlismy przez las, nizej byly palmy a czasami tylko trawa. Podejscia nie byly jakies ostre ale upal sprawial ze pocilismy sie jak konie ciagnace wozy na Morskie Oko. Po drodze mijalismy rozne wioski ale obylo sie bez konfrontacji takze bez problemu po 3h dotarlismy so San Marcos ktora wcale nas nie zachwycilo. Zlapalismy lancze i dosyc zmeczeni wrocilismy do hostelu. Po przekapaniu udalo mi sie dopchac do neta a wychodzac z pokoju spotkala mnie super niespodzianka. Patrze a przed naszym hostelem siedza hipisi ktorych poznalismy w Earth Lodge!!! Od razu pochwalilismy sie naszym backgamonem i troche pogadalimsy. Po kolacji byla jakas impreza ale my twardo w pokoju obok w pelnym skupieniu gralismy w backgamona. Wyszlismy dopiero okolo 23. Wszyscy byli mocno zrobieni, hipisi tanczyli z dziewczynami z recepcji a inny grali w jakies gry pijackie. Troche pogadalismy z ludzmi i poszlismy spac. Wszyscy pewnie mysleli ze ludzie z Polski w ogole nie pija i nie umieja sie bawic :)