Wszystko sie troche uspokoilo. W koncu siedzimy w jednym miejscu i jest czas zeby troche odpoczac i sie zaklimatyzowac. Dwa dni temu poszlismy z Krzysiem na miejscowy Giewont – mala gorka z krzyzem i super widokokiem na miasto i okolice. Podobno jest tam w miare niebezpiecznie ale obylo sie bez problemow. Wieczorem poszlismy do baro-kina na moze niezbyt odpowiedni film – Revolutionary Road. Po filmie jakos nie moglem zlapac klimatu do zabawy a ze trzymal i trzyma nas nadal lekki jet lag to poszlismy do domku. Nastepnego dnia okazalo sie w koncu ze Krzys nie bedzie jechal na Kuby i zostaje z nami na nastepne 3 tygodnie.
Dzisiaj to jest 28, po raz pierwszy jechalem chicken busem (autobus dla dzieci ze stanow). Bylo ostro koles jechal naprawde szybko po malych uliczkach, czasami musial dawac na wsteczny bo sie nie mogl zlozyc do zakretu. Miejsc docelowym byla mala wioska gdzie specjalizuja sie w robieniu butow... byly nawet takie ladne biale kowbojki ale jadnal spasowalismy. Potem wrocilismy sie pochodzic po miejscowym bazarku. Jutro mam zamiar tam isc i kupic troche rzeczy to od razu je wysle.
Wieczorm znowu idziemy do baro-kina na jakis film a teraz troche chillout, poczytam sobie ksiazke zebym nie musial jej potem nosic.