Geoblog.pl    stas    Podróże    Ameryka Srodkowa    Wulkan Pacaya
Zwiń mapę
2009
01
mar

Wulkan Pacaya

 
Gwatemala
Gwatemala, Antigua Guatemala
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10235 km
 
Rano sie spakowalismy i przenieslismy wszystkie rzeczy do Przemka na kwatere. Po sniadaniu poszlismy na miejscowy bazarek gdzie kupilem maske, szota i kilka innych pamiatek ktore mam zamiar jakos wyslac bo do noszenia juz mam wystarczajaco. Po przejsciu okolo pol kilometra z pelnym ekwiputkiem mielismy juz dosyc. O 14 wyjechalismy busikiem na wulkan a po drodze zachaczylimy o miejscowego Maka. W ten sposob powstaly dwa postanowienia 1) w kazdym kraju trzeba isc do Maka 2) z kazdego kraju kupic szota. Poza mna i Krzysiem bylo jeszcze 5 Kanadyjczykow i dwie typowe Angielki. Kanadyjczycy od poczatku grali nam na nerwach (nie umieli nawet dobrze mowic po angielsku) a Angielki byly typo grube i brzydkie :). Po jakiejs godzincy dojechalismy pod wulkan i dalej trzeba bylo isc na piechte. Kupilismy po kijku od lokalnych dzieciakow i zaczliemsy wchodzic. W porownaniu do Tatr wejscie bylo srednio-wymagajace. Szlismy raczej wolno ale po raz pierwszy wchodzilem z tak duzym plecakiem bo kazdy z nas mial czesc jedzenia, namiotu itp. Jak tylko skonczyly sie drzewa zaczlo bardzo mocno wiac. Po 5 minutach znalezlismy troche plaskiego terenu zeby rozbic namioty. Stawianie namiotow bylo dosyc trudne przez wiatr. Bylo tez bardzo grzasko bo wszedzie byl tylko pyl i piasek wulkaniczny, sledze mozna bylo reka wtykac do samego konca. Dlatego kazdego przygniatalismy jakims kamulcem. Powoli robilo sie ciemno i od razu po tym jak uporalismy sie z namiotami zabralismy sie za kolacje. Nasz przewodnik, tez Kanadyjczyk, przytaszczyl mala kuchenke gazowa i zaczal podgrzewac nudelsy i jakas chinszczyzne ktora w zimnej postaci wygladala ochydnie, cos ala galaretka, nozki i paprykarz razem wziete. Mimo ze wygladalo to tragicznie kademu leciala slinka. Zjedlem i nawet sie nie zatrulem. No i potem sie zaczelo. Zostawilismy plecaki w namiotach i ruszylismy w gore w strone lawy ktora juz oswietlala zbocze gory. Widok jak z filmu. Na poczatku bylo nawet ok, troche mocniej pod gore ale potem sie zaczela faza zwierku. Machalo sie nogami a stalo sie w miejscu nie mowiac o tym ze ci co byli wyzej nagarniali go jeszcze wiecej. Bylo to bardzo meczace a wiatr robil sie coraz bardziej silniejszy a temperatura spadala z minuty na minute (zanim zaczelismy rozkladac namiaty bylem w oddychajacej podkoszulce a teraz juz mialem na sobie bluze, polar i goretex i trzy kaptury na glowie). Po fazie zwirkowej nastopil faza ostrych kamieni. Byly tak ostre i chropowate ze nie mozna bylo sie na nich podeprzec a o updaku wole nawet nie wspominac. Kijek kilka razy uratowal mnie przed mega gleba. Takiego wiatru jeszcze nie widzialem. Po jakiejs godzinie ostrej ale powolnej wspinaczki przewodnik zostawil nas w malej norce a sam poszedl szukac dobrego dojscia do lawy. Pierwsza proba nie byla udana wiec poszlismy wyzej. Zblizala sie juz 23. Przewodnik podjal druga probe. Wrocil po 10min i powiedzial ze jest piekny widok na lawe ale ze gorszego wiatru w zyciu nie widzial. Nie bylo to pokrzepiajace ale po tym co juz przeszlismy nie mozna sie bylo poddac. Bylo naprawde niebezpiecznie. Teraz poza ostrymi kamieniami zaczyly pojawiac sie duze szczeliny. Latarka na dynamo swiecila jasno ale czolowka chyba lepiej by sie sprawdzila. W koncu dotarlismy. Jakies 2 metry ode mnie ze skaly wyplywala strumienien lawy o srednicy okolo pol metra. Ponizej widok byl jeszcze pieknieszy, dodatkowe ujscia tworzyly rzeke lawy. Niesamowity widok!! Kamienie i skaly do okola byly strasznie gorace. Trzeba bylo uwazac gdzie sie staje bo czasami w szparach widac bylo lawe. (Czasami juz myslalem ze jak wpadne w ta lawe to potem zostate Darf Vaderem). Po jakis 15 minutach zaczelismy wracac. Najgorzej bylo schodzic po tych ostrych kamieniach a po zwirku to zjezdzalismy jak po sniegu. Po okolo godzinie dotarlismy do obozu. Na szczescie wszystkie namioty byly na miejscu i teraz musielismy sie do nich jakos wpakowac. Wialo jak cholera, ciemno i zimno. Rozwinalem karimate, spiwor, wkladke. Zostalem w bluzie i wszedlem do srodka. Karimata nie dawala doslownie nic. Bylo twardo jak cholera. Na poczatku wydawalo mi sie ze jest nawet cieplo. Jednak po jakies godzinie musialem zalozyc skarpety i polarowe spodnie, ktore na szczescie pozyczylem od firmy organizujacej wyjazd. Mimo ze mialem korki w uszach wiatr i szelest namiotu nie dawal mi spac. Lacznie spalem moze jakies pol godziny.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Zulus Czaka
Zulus Czaka - 2009-03-24 23:42
Ojej, czemu nie ma zdjec z tego miejsca?
 
 
stas
Staś Malek
zwiedził 4% świata (8 państw)
Zasoby: 72 wpisy72 10 komentarzy10 56 zdjęć56 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
17.02.2009 - 28.04.2009
 
 
11.08.2009 - 28.08.2009